Ogród Petenery
Advertisement
LII. Chancellor
Notatki podróżnego J.R. Kazallon

LIII.
Juliusz Verne
LIV.
Uwaga! Tekst wydano w 1876 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

16 stycznia. Projekt zrobiony. Wszyscy go słyszeli, wszyscy go zrozumieli. Od kilku dni myśl ta stale nas zajmowała ale nikt nie śmiał z nią się odezwać: Będziemy ciągnęli i podzielimy się tym czyje nazwisko wyjdzie na końcu.

A więc niech i tak będzie. Jeżeli los mnie wskaże wcale się na to żalić nie będę. Zdaje mi się że proponowano wyłączanie panny Herbey przez Andrzeja Letourneur. Jest nas jedenastu na pokładzie, każdy więc ma za sobą 10 szans a jedną przeciw sobie. Zaproponowane wyłączenie zmieniło by cały ten stosunek. Miss Herbey podzieli nasz los. Było już wpół do jedenastej; bosman którego ożywiła propozycya Daulasa, nalega ażeby ciągnienie w tej chwili zrobić. Ma najzupełniejszą racyę, zresztą żadnemu z nas nie idzie o życie. Ten kogo los wskaże przeżyje o kilka dni a może o parę godzin swoich towarzyszów. Wiemy to doskonale i dla tego nikt nie lęka się umrzeć. Bądź co bądź jednak na dzień lub dwa pozbędzie się głodu i pragnienia. Nie wiem kto, ale zdaje się że Falsten wypisał nazwiska na ćwiartkach wyciętych z karneta. Jedenaście imion rzucono. Umówiono się bez żadnych sporów że ostatnie wyciągnięte będzie ofiarą.

– Kto będzie wywołał nazwiska? Wszyscy się zawahali.

– Ja! zawołał pan Letourneur.

Człowiek ten blady, wychudły z siwemi włosami spadającemi aż na ramiona, przeraża mnie swoim spokojem.

Ach nieszczęśliwy ojcze! rozumiem cię. Wiem dla czego chcesz ciągnąć losy! Twoje poświęcenie ojcowskie posuniesz do tego stopnia!

Pan Letourneur włożył rękę w kapelusz wyjął bilet, rozwinął go i donośnym głosem przeczytał nazwisko napisane na kartce, oddając je następnie wymienionemu.

Pierwsze imie wymienione Burkego, który wydał okrzyk radości, drugi Flajpol, trzeci bosman, czwarty Falsten, piąty Robert Kurtis, szósty Sandon, połowa imion już wywołana; moje dotychczas nie wyszło, pozostało mi więc cztery szanse dobre a jedna zła. Odkąd Burke krzyknął nikt z nas nie wymówił ani słowa. Pan Letourneur ciągnie dalej swoją okropną misyę. Siódme imie miss Herbey, która nawet nie drgnęła. Ósme imie moje, tak! moje. Dziewiąte Letourneur.

– Który? pyta się bosman.

– Andrzej, odpowiedział pan Letourneur.

Andrzej usłyszawszy to, upadł bez zmysłów.

– No, ciągnijże pan dalej, ryknął cieśla Daulas, którego imię wraz z imieniem pana Letourneur, znajduje się dotąd w kapeluszu.

Daulas spogląda na swojego współzawodnika jak na ofiarę, którąby chciał pożreć. Pan Letourneur uśmiecha się prawie. Wyciągnął bilet przedostatni, powoli rozwinął, i jednostajnym głosem przeczytał: Daulas.

Ocalony cieśla odetchnął. Następnie nie czytając następnego biletu, podarł go w kawałki. Na jednym z nich, który poleciał aż w kąt tratwy wyczytałem: And…

Pan Letourneur rzucił się ku mnie, i wyrwał mi gwałtownie z rąk ten świstek, skręcił go w palcach, spojrzał na mnie poważnie i cisnął w morze…

Advertisement