Ogród Petenery
Advertisement

Rozdział III Don Kichot z La Manchy • Księga VIII • Rozdział IV • Miguel de Cervantes Rozdział V
Rozdział III Don Kichot z La Manchy
Księga VIII
Rozdział IV
Miguel de Cervantes
Rozdział V

W którym opisana jest straszna i niesłychana walka, jaką stoczył Don Kichot z pokojowcem Tosilos w obronie córki pani Rodriguez.

Książę i księżna nie żałowali psot wyrządzonych Sanchy w danych mu na żarty przez siebie rządach, tym więcej, gdy tego samego dnia marszałek powróciwszy, opowiedział im co do joty wszystkie słowa i postępki Sanchy w ciągu tych kilku dni. Opisał im w końcu szturm do wyspy, przestrach Sanchy i ucieczkę jego, co wszystko wielce ich zabawiło.

Dalej historia opiewa, że dzień walki nadszedł. Książę kilkakrotne dawał pokojowcowi swemu, Tosilosowi, instrukcje, jak ma sobie począć, by zwyciężył Don Kichota, ale mu szwanku nie zadał ciężkiego, ani też zabił. Rozkazał, aby żeleźce zdjęto z włóczni, przekonawszy Don Kichota, iż miłosierdzie chrześcijańskie, którego praktyką zawsze się chełpił, nie pozwala, aby walka toczyła się na śmierć i życie i że i tak wiele czyni, kiedy im pozwala potykać się na ziemi swojej, pomimo zakazu, przez konsylium trydenckie wydanego przeciw podobnym pojedynkom. Don Kichot odpowiedział, że pozostawia całkowicie jego książęcej mości urządzenie pojedynku i że będzie mu we wszystkim posłuszny.

Książę kazał wznieść przed tarasem zamkowym trybunę, w której zasiąść mieli sędziowie walki i powódki sprawy, to jest matka z córką. Kiedy dzień straszny nadszedł, mnóstwo ludzi ze wsi i folwarków okolicznych przybiegło, aby być świadkami spotkania, bo nigdy dotąd najstarsi ludzie w tym kraju, ani ci nawet, co już pomarli, o podobnym boju nie słyszeli.

Pierwszy wstąpił w obręb szranków mistrz ceremonii; obszedł i obejrzał cały plac boju, aby nie było żadnego podstępu, żadnej przeszkody ukrytej, o którą można by zawadzić i upaść. Potem przybyła dama i córka; zasiadłszy na wyznaczonym dla siebie miejscu, zakwefione aż po szyję, z wielką w postawie pokorą. Don Kichot stał już w szrankach. Wkrótce później ujrzano przybywającego od strony tarasu ogromnego Tosilosa na dzielnym rumaku, pod którego kopytami ziemia tętniła, z przyłbicą zapuszczoną, wyprężonego na siodle, okrytego zbroją ciężką i świecącą; towarzyszyło mu kilku trębaczy. Koń był fryzyjski, szeroko piersisty, maści ślicznej, jabłkowatej. Dzielny zapaśnik dobrze przez księcia został wyuczony, jak ma postępować względem walecznego Don Kichota z Manchy. Przede wszystkim miał sobie zalecone nie dobijać go; przeciwnie nawet, unikać pierwszego uderzenia, aby uchronić zapalczywego rycerza od nieuchronnej śmierci, gdyby wprost wpadł sam na cios. Tosilos objechał wkoło szranki, a stanąwszy przed damami, przyglądał się czas niejaki tej, która go na męża żądała.

Marszałek wezwał Don Kichota, który się już stawił na placu i wobec Tosilosa zapytał dam, czy się zgadzają, aby Don Kichot sprawę ich wziął na siebie. Odpowiedziały, że zgadzają się i że wszystko, co w tej mierze uczyni, uważać będą za ważne, dobre i prawne. W tej chwili księstwo ichmość zasiedli na galerii ponad szrankami, które otaczały tłumy ludu, przybyłe dla przyjrzenia się po raz pierwszy tak krwawej bitwie. Warunkiem głównym było, iż gdy Don Kichot odniesie zwycięstwo, przeciwnik jego musi się ożenić z córką damy Rodriguez; jeżeli by zaś sam zwyciężony został, to tamten zwolniony będzie ze swego słowa i niezobowiązany do żadnej więcej odpowiedzialności.

Mistrz bez ceremonii rozdzielił między zapaśników plac boju i słońce i każdego z nich postawił na właściwym miejscu. Uderzono w bębny, powietrze zagrzmiało hukiem trąb, ziemia się zatrzęsła pod kopytami końskimi, a w ciekawym tłumie, oczekującym szczęśliwego lub nieszczęśliwego końca walki, serca zadrżały obawą i nadzieją. Nareszcie Don Kichot, z głębi duszy poleciwszy się Panu Bogu i pani swej, Dulcynei z Toboso, wyglądał tylko, aby dano znak rozpoczęcia boju. Pokojowiec zaś nasz wcale co innego miał w głowie i przemyśliwał jedynie nad tym, co zaraz opowiemy. Zdaje się, iż kiedy stanął przed nieprzyjaciółką swoją i zaczął jej się przyglądać, wydała mu się tak piękną, jak żadna kobieta w życiu, a dzieciak ów z zawiązanymi oczyma, którego pospolicie miłością nazywają, nie chcąc stracić szczęśliwej sposobności odniesienia triumfu nad przedpokojową duszą, zaczaił się cicho, wymierzył w lewy bok pokojowca dwułokciową strzałę i przeszył mu serce na wylot. Kiedy więc dano znak rozpoczęcia boju, pokojowiec nasz bujał w zachwycie, nieprzytomny, owładnięty powabami tej, która się stała panią jego woli. Nie dosłyszał odgłosu trąby bojowej, a Don Kichot, zaledwie pierwszy jej dźwięk doszedł uszu jego, wypuścił rumaka i natarł z całą gwałtownością rozpędu, na jaki Rosynant był w stanie się zdobyć. Poczciwy jego giermek, Sancho, widząc wypuszczającego się pana, z całego gardła zawołał:

— Kwiecie i chlubo błędnych rycerzy! niech cię Bóg prowadzi! niech ci da zwycięstwo, kiedy sprawiedliwość jest za tobą!

Tosilos choć widział, że Don Kichot wali na niego, ani się ruszył z miejsca i z całej siły wołał tylko na marszałka, do którego, gdy przybiegł doń, tak przemówił:

— Mości panie! wszakże ta walka toczy się o to, czy ja mam żenić się z tą damą, czy nie?

— Tak jest — odpowiedziano mu.

— A więc — mówił dalej pokojowiec — boję się wyrzutów sumienia, a obciążyłbym je bardzo, gdybym do tej walki stanął. Oświadczam przeto, że się uznaję za zwyciężonego i gotów jestem żenić się z tą damą natychmiast.

Marszałek zdziwił się niezmiernie, słysząc to, bo był przypuszczony do całej tajemnicy i nie wiedział, co mu ma odpowiedzieć. Don Kichot zaś widząc, że przeciwnik nie rusza się z miejsca, wstrzymał konia i stanął w samym środku. Książę nie wiedział, z jakiego powodu walka wstrzymana została, dopiero aż marszałek doniósł mu co zaszło; zdziwił się niezmiernie i wpadł w wielki gniew.

Kiedy to się działo, Tosilos zbliżył się do estrady, gdzie siedziała dama Rodriguez, i głośno do niej przemówił.

— Gotów jestem, pani, żenić się z twoją córką i nie chcę drogą sporów i procesów zdobywać sobie tego, co otrzymać mogę spokojnie i na śmierć się nie narażając.

Waleczny Don Kichot usłyszał te wyrazy i tak na nie odpowiedział:

— Jeżeli tak, a więc ja wolny jestem i zwolniony z obietnicy mojej; niechże się pobiorą, tego tylko pragnę, a kiedy Pan Bóg mu ją daje, niechże święty Piotr mu ją pobłogosławi.

Książę tymczasem zszedł na taras zamkowy i zbliżywszy się do Tosilosa, zapytał go:

— Czy to prawda, rycerzu, że uznałeś się za zwyciężonego i że naglony wyrzutami sumienia, oświadczyłeś się z chęcią zaślubienia tej dziewicy?

— Tak jest, książę — odpowiedział Tosilos.

— I dobrze zrobił — wtrącił Sancho — bo się zjeść w kaszy nie dał i swojego dopiął.

Tosilos wziął się prędko do rozwiązywania podpinek przyłbicy i prosił, ażeby mu jak najśpieszniej w tym dopomożono, gdyż tchu mu brakowało w tym ciasnym więzieniu. Zdjęto mu szyszak co prędzej i twarz jego przedpokojowa na jaw się ukazała. Dama Rodriguez i córka jej spostrzegłszy to, przeraźliwie krzyknęły:

— To jakieś oszukaństwo! tak, tak! oszukaństwo nikczemne! Podstawiono Tosilosa, pokojowca księcia pana, w miejsce czcigodnego małżonka. W imieniu Boga i króla domagam się sprawiedliwości za podstęp, że nie powiem oszustwo tak niecne.

— Nie martwcie się, panie — zawołał Don Kichot — to nie podstęp, ani oszustwo, to czarownicy mnie tak prześladują i przez zazdrość sławy, którą pozyskać miałem tym zwycięstwem, twarz małżonka pani zamienili na twarz człowieka, którego pokojowcem księcia mianujecie. Posłuchaj pani rady mojej i na złość wrogom moim i ich podstępowi, oddaj mu pani rękę swoją, bo bez żadnej wątpliwości jest to ten sam, któregoś życzyła sobie na męża.

Książę, słysząc to, pomimo gniewu, ledwie nie parsknął od śmiechu.

— Tak nadzwyczajne rzeczy wydarzają się rycerzowi Don Kichotowi — rzekł — że gotowym uwierzyć, iż ten pokojowiec mój nie jest moim pokojowcem. Ale użyjmy także podstępu i zróbmy próbę: odłóżmy małżeństwo na dwa tygodnie, a tego człowieka weźmy pod zamknięcie. Przez ten czas wróci może do właściwej swej postaci, bo złość czarowników przeciw wielkiemu rycerzowi Manchy nie może trwać ciągle, zwłaszcza, gdy się przekonają, że wszystkie ich usiłowania i psoty na nic się nie zdały.

— O! ba! mości książę — odezwie się Sancho — te szatany czarowniki, to upartsze od wszystkich diabłów i nie wychodzą tak na sucho z moim panem, lecz ciągle mu figle płatają, ani się od nich opędzisz; niedawno, niech ich jasności ogarną! zamienili rycerza zwierciadlanego, którego pan mój pokonał, w bakałarza Karasko z naszej wsi, największego jego przyjaciela, a z naszej pani Dulcynei żebyście wiedzieli co zrobili, prostą chłopkę, jak Pan Bóg przykazał, tylko że jeszcze była szpetniejsza, niż wszystkie, a śmierdziała jak diabeł i jak mi Bóg miły, bodajem skłamał, jeżeli ten lokaj nie jest lokajem najprawdziwszym.

— Niech sobie będzie, co chce — odezwie się córka Rodriguez — wolę być żoną pokojowca, niż czyją bądź metresą.

Wszystko to nic nie pomogło, Tosilosa bowiem do ciupy wpakowano, a Don Kichota ogłoszono zwycięzcą; widzowie rozeszli się bardzo zmartwieni, że nie widzieli zapaśników siekających się na kawałki; motłoch zawsze wpada w rozpacz, kiedy ułaskawienie przyjdzie dla tego, którego spodziewał się widzieć na szubienicy. Książę, księżna i zwycięski Don Kichot wrócili do zamku; Tosilosa wrzucono do więzienia, a damy Rodriguez cieszyły się, że jakim bądź sposobem zaspokojone zostały w żądaniu, sądząc, że ta awantura skończyć się inaczej nie może, jak tylko małżeństwem, czego przede wszystkim pragnęły, równie jak i Tosilos.

Advertisement