Ogród Petenery
Advertisement

Historia Młodzieńca • Opowiadanie • Jerzy Kamiński
Historia Młodzieńca
Opowiadanie
Jerzy Kamiński


Historia Młodzieńca • Prolog
Historia Młodzieńca
Prolog

Był to wieczór jesienny w bliżej nieokreślonej przeszłości. Roku więc podać mi nie sposób, lecz wszystkie wydarzenia, które miały miejsce naówczas i później, są mi bliskie tak bardzo, jakby wydarzyły się one chwilkę temu. Drzewa rozliczne zajmowały połacie ziem tak, iż gdzie okiem nie sięgniesz to zapewne ujrzysz przynajmniej jeden ich okaz. Nie znaczy to wcale, że nie było miejsc niezalesiałych. Można było bowiem na takie natrafić. Mimo wszystko nie były to duże obszary. Prędzej doszukać by się można było pojedynczych polanek porosłych suchą już trawą, ale i tak gdzie okiem nie sięgniesz drzewa dumnie obwieszczają, że to Ty jesteś ich gościem, aniżeli ich panem i gospodarzem. Przyroda ma w sobie coś niesamowitego – coś co przywołuje głęboko upadłe w naszej podświadomości emocje i tym samym przywraca wspomnienia nierozerwalnie z tymi emocjami połączone. Ileż drzew kształtem swoim nawiązuje do wszystkich zim, które mrozami ususzyły im młode, ale ambitnie wzrastające zawiązki nowych gałązek; wiosen, które podobnym zawiązkom pozwoliły się rozwinąć, a potem dorównać reszcie swojego rodzeństwa; lat, które tym oto już gałęziom przyprawiły bujnych liści wraz z wieloma kwiatami; jesieni, które liściom nadały gamę kolorów od mętnej szarości, przez brąz, słoneczną żółcień, a skończywszy na czerwieni i sinym fiolecie; i znów zim, które rosnąć nie pozwalają nowym zawiązkom na mocnych już gałęziach. Wspomnieć mi trzeba poza tym, że pagórki są bardziej od okalających ich drzew stateczne. Co roku ostają się w jednej i niewzruszonej formie. Ileż to dzieci sunęło po nich na saniach; ileż to młodych, acz zadumanych waszmościów przechadzało się niemi, by rozwikłać nietrywialne problemy – a często wręcz rozterki – swojej egzystecji; ileż to w końcu starców powracało na nie, aby jeszcze raz – czasem też ostatni raz – przywołać wszystkie etapy swojego życia. Wymieniać można byłoby mnogo, starczą nawet te dwa elementy, by zdać sobie sprawę jak bliskie są naszej naturze leśne tereny.


∗             ∗




Historia Młodzieńca • Rozdział I
Historia Młodzieńca
Rozdział I

Owego wieczoru młody kawaler o krótkich, jasno-kasztanowych i zaczesanych włosach wyszedł samotnie w celu uporządkowania swoich myśli. Chciał bowiem przerwać zaklęty krąg swoich paranoicznych rytuałów dnia codziennego, by wznieść się ponad swoją upartą – według niektórych wręcz obsesyjną – samczą mentalność. Stanąwszy na znajomym sobie pagórku, sięgnął wzrokiem daleko i ujrzał wszystkie okoliczne zakamarki, a wraz z nimi ludzi tam bywających. Otóż ludzie ci, którzy są mu mniej lub bardziej bliscy wcale nie przejmują się jego nieobecnością. Czyżby więc ów młodzieniec nie był im niezbędny do tych samych czynności, podczas których towarzyszył im dzień w dzień? Faktycznie ci sami koledzy, którzy zapraszają go na prywatne rozrywki, doskonale bawią się też bez niego. Koleżanki, które wydawały mu się wciągnięte w zainicjowane przez niego dyskusje, doskonale spędzają czas w oderwaniu od jego obecności. Co więcej, wydają się niezwykle usatysfakcjonowane i zaangażowane w znajomości mu dotąd nieznane. Widzi oto, że jego znajomi i znajome zachowują się z goła inaczej niż zwykł ich widzieć na co dzień. Cóż więc ma sobie rzec? Może niepotrzebnie wzniósł się na ulubiony pagórek z czasów dzieciństwa? Mógłby wszak dalej brnąć w swoją ulubioną iluzję, a niewiedza o otaczającym go społeczeństwie nie byłaby szczególnie trapiącą. Wtem przeniósł swój wzrok na drugi koniec pagórka. Widok tam był na rzadko uczęszczaną szosę, gdzie leżała starsza pani w mizernej pozie. Poznać można, że doznała urazu którejś z nóg, a przez wzgląd na odległość od najbliższego miasteczka i rzadkość z jaką pojazdy przemierzały ten odcinek drogowy pani ta nie miała szans wezwać pomocy. Tak oto młodzieniec wyruszył do starowinki, wybadał ją i upewniwszy się, że nie jest w stanie ciężkim, dał jej swojej wody, po czym wyruszył do rodzinnego miasteczka i ściągnął dla niej ratunek. Tak oto zdać sobie można sprawę z dwóch kwestji. Po pierwsze iż egzaltacja swoją wyjątkowością w grupie otaczających nas sąsiadów, znajomych i kontrahentów – okazać się może pokrótce zwodnicza, a sporadycznie wręcz zgubna. Po wtóre jasnym się okazuje, że można być pożytecznym w okolicznościach całkowicie niespodziewanych.


∗             ∗




Historia Młodzieńca • Rozdział II
Historia Młodzieńca
Rozdział II

Tegoż czasu, po szczęśliwym ratunku dla starowinki oraz rozlicznych refleksjach – jakie zrodziły się w głowie naszego dżentelmena, nastała noc. Zmęczony – bo i słusznie – wstąpił do domu i po wieczornej toalecie poprzedzonej lekką kolacyją, omiótł wzrokiem stolik. Leżał na nim zeszyt do notowania bieżących terminów i rozrywek zaplanowanych na bliżej nieokreśloną przyszłość. W zwyczaju miał zajrzeć do swojego osobistego notesu, by nie uchybić żadnej osobie w złożonych uprzednio zobowiązaniach. Zaznaczyć tu należy, że pomysł na odnotowywanie tego, co do jego obowiązków i chęci należy, nie jest pomysłem starym. Od niedawna bowiem zauważył, iż wszyscy szanujący się wykładowcy, lekarze, ale też pospolici kasjerzy i zacni rejenci sukces swój zawdzięczają drobnej fatydze, jaka towarzyszy konsekwentnej dokumentacyi swoich interesów. Spostrzegł wnet, że ci sami ludzie, którzy urazę do niego chowali za tak zwaną "niesumienność" oraz "niesłowność", dziś bez grymasu powierzają mu co i raz to drobniejsze lub poważniejsze zlecenia. Pieczołowitość, z jaką swe zapiski uskuteczniał, zdawać się może przesadzoną i nieadekwatną, ale miała w sobie pewien pierwiastek twórczy. Pytanie się od razu nasuwa – dlaczego? Rozważmy, co zmieniło się w życiu jegomościa. Jeszcze dwa lub trzy xiężyce temu widać było z wielką łatwością porywczość i niepokój towarzyszący naszemu, wchodzącemu w świat ludzi pracy, młodemu karierowiczowi. Sukces dnia następnego uzależniony był od jego zwodniczej, bo wybiórczej pamięci. Niezmiernie często czuł frustracyję. Nazbyt często zdarzało mu się umawiać z dwoma osobami na tą samą godzinę. Opłacał to z reguły niezręczną, acz szczerą przykrością. Dziś każdemu z równą dumą może obiecać nawet z kilkumiesięczną nawiązką, że będzie tu lub tu i o tej lub o tej godzinie. Z drugiej strony za sprawą swojego zacnego dziennika kawaler zapomina ciągle o tym, z jakim wstydem raczył się prezentować, ilekroć widywał się ze swoimi współpracownikami i przełożonymi. Zaznaczyć należy, że prowadzenie dziennika na dłuższą metę okazało się znaczną oszczędnością jego czasu. Raz zapisana informacja była już zapamiętana przez kartkę papieru. Zamiast rozpamiętywać bieżące zobowiązania, szedł wcześnie spać, tym samym oszczędzając siły witalne, intelekt i dobre samopoczucie. Pogoda ducha jest czymś, co dotychczas było mu uczuciem obcym, a dziś stanowi jedną z jego cech osobowości. Poczucie kontroli nad swoim losem umożliwiło mu spokojny sen każdej nocy. Jeśli jednak coś wydawało mu się niemożliwym do zaplanowania – na przykład zaczepić sympatyczną nieznajomą, wtedy wówczas traktował owe przedsięwzięcie jak swoisty wyczyn rycerski. Tak też zadziało się, gdy poszedł spać. Sen jego opiewał w niepokój. Burzliwe marzenia postawiły go na środku korytarza uczelnianego, właściwie pustego, ale niezupełnie... Nie trzeba było długo czekać, żeby młodzieniec ujrzał znajomą mu jedynie z widzenia osobę o ciemnokasztanowych włosach zebranych ozdobną spinką i o ubiorze właściwym dla XIX-wiecznych dam. Niepokoił się, ale ostatecznie podszedł do niej i rzekł, że cieszy się widząc ją i czy nie chciałaby wybrać się kiedyś z nim na przechadzkę do nowo-otwartej galerii obrazów. Ona jednak wbiła w niego wzrok wyrażający gorycz! Małe źrenice ukazywały napięcie emocjonalne, a skurczone brwi i wybałuszone gałki oczne nieznajomej wprawiły młodzieńca w osłupienie. Z pretensją odparła, iż nie zamierza w żadnym razie się z nim spoufalać, że jest draniem i plotkarzem oraz że brzydzi się nim, a nawet wspomnieniem na jego temat. Jakkolwiek stanowcza odpowiedź nieznajomej mogła mieć pewne uzasadnienie, to sam był zdania że nie okazywałby bezwzględności na jej miejscu. Młodzieniec zdał sobie z czegoś sprawę. Oto nazwał swoje lęki. Odmęty podświadomości ukazały jego obawę przed odrzuceniem, krytyką i obojętnością.


∗             ∗




Historia Młodzieńca • Rozdział III
Historia Młodzieńca
Rozdział III

Okazało się, że następnego dnia iść musiał na uczelnię, aby uczestniczyć w wykładach. Był to bowiem pilny student z wcześnie wpojoną sumiennością. Głęboko wierzył, że każda forma nauki zasługuje na uwagę – nawet jeśli jest nieobowiązkowa. Ponieważ obudził się później niż planował, to nerwowo zjadł pierwsze śniadanie, spakował się i wyruszył na zajęcia. Gdy dotarł – okazało się, że wykład na ten dzień został odwołany, a sam był jedyną osobą o tym niepoinformowaną. Ruszył więc korytarzem w stronę powrotną i nieoczekiwanie zauważył siedzącą przy jednej z ław wyśnioną nieznajomą. Możliwość choć prostej wymiany zdań była w zasadzie możliwa, ale znacznie utrudniona przez wstyd jaki powstawał w jego psychice. Nie miał bowiem żadnego rzeczowego uzasadnienia, dla którego miałby do niej podejść. Jedyne co nim kierowało to niepokój i instynktowna chęć uspokojenia się, a osiągnąć mógł to przez poznanie i oswojenie obcego mu zjawiska jakim jest uroda nieznajomej. Myśli niespokojne pozbawiły go odwagi, usiadł więc w miejscu niewiele rzucającym się w oczy i próbował jeszcze raz przemyśleć, czy chce odsłonić swoją słabość przed osobą praktycznie nieznaną. Czekał więc na odpowiedni moment, aby wstać i zainicjować rozmowę. Nie mógł mimo swych chęci przewidzieć jej finału. Było to jedno z przedsięwzięć, którego nie mógł zaplanować – mógł jedynie zaakceptować nowe doświadczenia, jakie przyniesie mu wyłamanie się z utartych przyzwyczajeń. Wrażenia te przyjmie na klatę i tym oto sposobem będzie miał satysfakcję niezależnie od wymiernych korzyści – a może i strat, jakie osiągnie przez prostą zaczepkę. Czekał, aż uspokoi się wystarczająco. Kwestią chwili było, aby zwolnił oddech i wyciszył wszystkie rozpraszające go bodźce. Gdy dzielny niczym rycerz ruszył, myślał o uldze która towarzyszyć mu będzie choćby przez sam fakt przełamania swoich nieokreślonych lęków – tym samym przezwycięży je i stanie się człowiekiem szczęśliwym. Doszedł w końcu do tajemniczej nieznajomej i wyrzekł powolnym, jednostajnym, niewzruszonym, ale też nieprzytomnym głosem, że cieszy się widząc ją i bardzo chętnie zostanie jej przyjacielem, jeśli nie ma ona nic przeciwko temu. Na przekór jego zamiarom nieznajoma odparła, że niestety nie jest odpowiednią kandydatką na jego przyjaciółkę. Słysząc to z jej ust tonął w rozkoszy i nie docierało do niego, że pewnie jest to pierwsza i ostatnia rozmowa z nieznajomą. Rozkosz jego wręcz nieuzasadniona wynikała z zanikania bariery duchowej, która nie pozwalała mu czuć się spokojnie w towarzystwie równolatki. Próbował się więc upewnić, czy na pewno zwykła chociażby znajomość nie może mieć miejsca. Tak też z pobłażliwym uśmiechem spojrzała mu w oczy i odparła, iż przykro jej, ale nie warto. Sprzeczności zrodziły się w głowie naszego studenta. Po pierwsze czuł radość, że przełamał swoją nieśmiałość przed płcią przeciwną – dostrzegł w nieznajomej drugiego człowieka o określonym charakterze. Po drugie czuł ulgę z tego, iż reakcja nieznajomej nie była tak drastyczna, jak przewidywał jego sen – a wręcz wykazała się ona wrażliwością. Po trzecie czuł rozkosz w obliczu jej uśmiechu, który widział wcześniej tylko na okładkach książek baśniowych. Po czwarte odczuł lekkie przygnębienie w związku z tym, iż został odrzucony – podobnie jak w zaistniałym śnie.


∗             ∗




Historia Młodzieńca • Epilog
Historia Młodzieńca
Epilog

W związku z tym, iż młodzieniec nie chciał się dalej narzucać, pożegnał się z nią uprzejmie i ruszył w swoją stronę. Szanował bowiem swoją godność. Nie zamierzał za wszelką cenę osiągać swoich ambicji, które godziły w drugą osobę. Ileż to bowiem razy czytał o podobnych mu nieszczęśnikach. Wspomnieć wystarczy o dwóch przypadkach – o Werterze, którzy utonął w urojeniach, odebrał sobie życie i tym samym skrzywdził ulubioną przyjaciółkę; z drugiej strony o Stanisławie Wokulskim, który cały swój potencjał intelektualny poświęcił na osaczenie ulubionej Izabeli. Historia kołem się toczy, młodzieniec widząc analogie postanowił podejść do swoich uczuć i popędów z większą ostrożnością. W tym, co robił, też chciał być bez zarzutów. Ileż to jego znajomych z dzieciństwa jest obecnie alkoholikami? Ileż to razy proponowali mu udział w libacjach? Tak się złożyło, że do odsłonięcia swoich podświadomych potrzeb nie potrzebował sztucznego upojenia. Wystarczyła mu wewnętrzna szczerość, która nie wstydzi się uświadamiać zaskakujących faktów o nim samym. Znowu ileż to razy nasłuchiwał się obelg na temat podobnych mu wiekiem młodzieńców? Nie był wszak winny tego, że ludzie mu podobni z wyglądu prezentują różne wartości. Z drugiej strony ileż to razy słyszał, z jakim uprzedmiatawianiem odnoszą się niektórzy jego znajomi do kobiet. On sam chciał mieć czyste myśli. To, co myślał szybko stawało się faktem – jak choćby sen ucieleśniony w dniu tamtejszym. Myśli te mogą więc dać mu więcej niż ten jeden pouczający epizod. Aby osiągnąć sukces i satysfakcję z życia, postanowił kierować się tym, co myślał świadomie i czuł podświadomie.


∗             ∗





Advertisement