Ogród Petenery
Advertisement

Na szczycie Dżebel-Akry • Wiersz • Karol Brzozowski
Na szczycie Dżebel-Akry
Wiersz
Karol Brzozowski
„Ruch Literacki” (wydawany we Lwowie), nr 49 z 2 grudnia 1876, str. 356.

Jebel Aqra (Casius Mountain), circa 1836, engraving

Dżebel-Akra (Mount Casius), miedzioryt z ok. 1836 roku.


Cisza na ziemię zamyśloną siadła;
Jak nieruchomy strop niebieski w górze
Mórz się przede mną błękitnią zwierciadła;
Na spadłych liści jesiennej purpurze
Kameleona cicho postać zbladła
Jak duch się sunie. W długim czarnym sznurze
Skrzydła żurawi drżą na modrem niebie,
Kto wie zkąd idą? – westchnąłem do ciebie.

I tem westchnieniem zamąciłem ciszę;
Bo oto przyszła ta jesienna chwila,
Gdy się tu żaden listek nie kołysze;
Cicho, tak cicho, że skrzydło motyla
Nad mirtu krzakiem trzepoce słyszę;
Nad senną ziemię słońce się wychyla,
Nieobudzonej dawszy pocałunek,
Składa przed sobą z prac rocznych rachunek.

Zwykłem gwar miasta porzucać w te czasy,
Na Dżebel-Akry [1] nagie wchodzić ciemię,
Źrenicę wolną wypuszczać na lasy,
Na góry stepy – i niewdzięczne brzemię
Powszechnej troski, łzy, życia zapasy
Rzucać raz w roku na milczącą ziemię.
Z bolów ja więzień rozkuty na poły,
Wzrokiem i lotem mierzę się z sokoły.
Patrz! Taurus, Giaurdag – tu Orontu wstęgi
Wiją się modre – tu Antjochja dołem –
Prędzej w lot! prędzej! nie tykaj tej księgi,
Bo by ci trzeba w proch uderzyć czołem…
Tam Alep – miń go! Timurów potęgi
Krwawy ślad widzę przywalon popiołem –
Miń go!... Twem skrzydłem obudzone hordy
Powstać gotowe z płomieniem i mordy!

Patrz! Tam niebieską kopułę bez chmury
Piramid z lodu podparły szeregi –
Znasz je mój druhu – to Libańskie góry!
Tam kwiat mirtowy zdobi krynic brzegi,
Wiosna i zima, słonecznej purpury
Uśmiech gorący i sybirskie śniegi;
Wiotki cyklamen u stóp gór się śmieje,
Na szczytach cedry śnią Dawidów dzieje!

Gdy się me oko w tę obróci stronę,
Gdzie składa słonce jasne swoje lice,
Dziennym pochodem nad nami znużone,
Tam nieskończoność – dwie modre siostrzyce:
Toń morza, niebo w jedność ożenione,
Leżą z wielkiemi swemi tajemnice,
Wspaniałe, czyste, bez chmury, bez plamy;
Jest gdzie pohulać, o! szerokie ramy!

To też mój druhu, cielesne me oczy
Z piękna na piękne ślizgają się wolne,
To w jar utoną Sykomor uroczy,
T o znów wypłyną miedzy kwiaty polne,
Patrzą jak tam się wielka kula toczy,
Pchana przez prace robaczków mozolne,
Ścigają wilków owadów gonitwy,
Zastępy mrówek gotowe do bitwy.

I dziwna! – straszne olbrzymy granitów,
W lazur się nieba wdzierające dumnie,
Wzrok mój do śnieżnych rzadko nęcą szczytów;
Zewsząd maluczkość biegnie, rwie się ku mnie;

Z pod rozpiętego namiotu błękitów
Żywych świat pyłków w tęczowej kolumnie
Na skroń mą spływa i pieje mi, pieje
Całą genezis, wzrost wielkich, ich dzieje!

Maluczkość – święta obowiązków księga,
Nauki wielkiej pełna i otuchy!
Patrz! jak z ogniwkiem ogniwko się sprzęga,
Jak z nich się wiją olbrzymie łańcuchy,
Jak niezwalczona z nich wstaje potęga;
W maluczkość patrząc, nauczysz się skruchy
I miłowania, poznaj żeś maluczki,
Więc żukiem czuj się i pracuj jak żuczki!

W maluczkość patrząc, widzę te pracownie,
Gdzie Pan wykuwa zwycięskie oręże,
Którymi pychy rozwala warownie;
W maluczkość wierząc ci wznieśli się męże,
Co nauczyli krwią swoją wymownie:
Że z kroplą kropla, znój się z znojem sprzęże
I na miłości rosnąc podwalinie,
Przez wieki wieków przejdzie i nie zginie!

Ziarnko do ziarnka i do bolów ból!
Jak nakazuje i miłość i wiara,
Choćby się kośćmi zbieliła twarz pól
Świątyń zgorzelałych popiołami szara;
Krew do krwi! ziemi, nieba mówi król,
Że jego będzie zwycięstwo, nie cara!
Łza do łzy! bądźmy maluczcy a czyści;
Cierpliwość, miłość przeciw nienawiści!

I na daremno sprzedajność, zwątpienie,
Oręż dla wroga kują arsenałów;
Darmo na własne sromotne zhańbienie
Wieszczów posągi walą z piedestałów;
Wloką Adamów i Zygmuntów cienie
Po krwi, co winą ma być ich zapałów.
Herodów tłoczyć będzie krew przelana,
A nie proroków że zwiastują Pana!

Jednak to boli!... Łzawe oko moje
Wieszam na niebie i wołam: O Panie!
Daj ty mi męztwo na najcięższe boje.
Jeźli mi konać na obcym gdzieś łanie,
To niech wytrwale do końca dostoję,
A nie zabity przez to urąganie
Co syczy: nie dość szubienic i katów,
Wy świątyń własnych macie Herostratów!

Nie pękaj serce! wiedz, że na tej górze
Stosy ofiarne bałwanom rozpalał
Juljusz Odstępca [2] w cezarów purpurze;
Bałwany padły, ale On ocalał
On, krzyż, silniejszy nad szatańskie burze!
Nie raz krwi potop falami go zalał,
Nad krwawe fale wynosi ramiona,
Uczy: kto we mnie uwierzył, nie skona!

I ukojony po gór tych łańcuchu
Na północ oko ku ojczyźnie sunę;
I widzę tęczę, mój serdeczny druhu,
Wspomnień twych tęczę! i tę świętą strunę
Która w snop wiąże co pokrewne w duchu;
I wierzaj, lżej już położę się w tru[m]nę,
Bo gdy tęsknota i boleść mnie szarpie,
Twą tęczę skubię dla rany na szarpie. [3]
                                                  Karol Brzozowski.
        Latakija w Syrji 27. października 1876.



Przypisy

  1. Przypis własny Ogrodu Petenery Jebel Aqra vel Mount Casius (artykuł w angielskiej Wikipedii).
  2. Przypis własny Ogrodu Petenery Juljusz Odstępca – Julian Apostata (331 lub 332 – 363), cesarz rzymski 361-363.
  3. I skubię tęczę dla rany na szarpie. Cypr. Norwid.



Advertisement