Przesłanie Wiersz Hugo von Hofmannsthal, przeł. Stefan Napierski |
Wreszcie zadumą pojąłem, iż z dni
Najpiękniejszymi te się godzi nazwać,
Gdy, przed oczami krajobraz, gadając,
Przemienialiśmy w kraj duszy; gdy wzgórzem
Ku cieniom stąpaliśmy w mroki gaju,
Co nas okolił, jakoby przed wiekiem
Przeżyty ongi; kiedy na polanach,
Na łęgach cichych sen, dyszący życiem,
Istot, przenigdy niemarzonych, nawet
Ich stąpań ślady oraz ich napojów
Znajdowaliśmy łatwo, a nad stawem
Płynęły słowa, głębszy łuk zwierciedląc[1]
Od niebios wklęsłych: te dnie odpomniałem[2]
I zadumałem się, że obok trojga:
Być zdrowym, ciało zażywać, jak gałąź
Gibką, i myśli napinać, jak strzały,
Wyłącznie jedno płuży[3]: zespół druhów.
Tedym zapragnął[4], byś nadszedł i wina
Z tych chłodnych dzbanów wargami zaczerpnął,
Które dziedzictwem są moim, zdobionym
W liście i dzieci igrające płocho,
Abyś na wieży wraz ze mną zasiadał
Ponad ogrodem: dwaj młodzieńcy strzegą
Odrzwi, a w głowach ich, spod zgasłych źrenic,
Na poły odwrócony i bezmierny
Los jako oko głazu w ciebie patrzy,
Iż milkniesz, widząc u nóg mój krajobraz:
I niechby bodaj jeden wiersz twój kiedyś
Ku szlachetności dźwignął go w ustroniu,
Oraz niekiedy wspomnienie o tobie
Niechby jak cień się zagnieździło w zmierzchu,
A między drzew czubami, co się chwieją
W ciemności, drgnęła struna na powietrzu,
Tocząc się z dala, jako grom złocisty.
Przypisy