Ogród Petenery
Advertisement

Tancerka z Kambodży • Wiersz • Bronisława Ostrowska
Tancerka z Kambodży
Wiersz
Bronisława Ostrowska


Puśćcie mię, siostry moje,
Puśćcie mię w tan
Modlitewny!
Na strunach złotych lir
Zawiedźcie brzęk
Zaśpiewny,
Zakrzyczcie w ostry orli skwir,
Co ścichnie w jęk.
I niech mię porwie święty wir!
I niech się dłużej nie ostoję,
Gdy wzywa Pan!
Puśćcie mię w tan! puśćcie mię w tan,
O dobre siostry moje!
Niechaj się wokół wierni skłonią,
Niechaj się głowy łanem gną,
Niechaj kadzidła dyszą wonią:
O złoty piach uderzam skronią,
O zapal, Panie, łaski skrą
Tancerkę Twą!
Odrzucam z twarzy zasłon mrok,
Odrzucam z oczu włosów zwój,
O Panie mój! O Panie mój!
Uświęć mój trwożny, błędny krok!
O serce moje. Boga czuj!
Ku Tobie wznoszę korny wzrok,
Sprężcie się teraz w gibki łuk,
Cięciwy żądne moich nóg,
Bo oto wzywam Słońca Strzały!
Gnajcie mię w szał! szarpcie mię w wir
W szalonym wichrze świętych lir
Grających pieśń Jej chwały!
Wzniesione kiście moich rąk,
Splećcie się w wian! puśćcie się w krąg!
Roztrąćcie sobą mroków próg,
Gwiazdami tkań,
Za którym skrył się wieków Pan -
Mój Bóg! mój Bóg! mój Bóg!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Widzę Cię, Panie! widzę Ciebie!
Przebiłam niebios mrok.
Cztery oblicza masz
Na niebie,
Na cztery świata strony,
I zewsząd widzi mię Twój wzrok,
I zewsząd patrzy Twoja twarz!
Tysiące ramion, rąk tysiące
Jako promienie w krąg idące -
W promieniach ramion trwasz,
Jak słońce!
Widzę Cię, Panie! Widzę Ciebie!
(W tanecznym wirze...)
Toniesz w głębokich nieb szafirze,
A obraz mi się Twój kolebie
I nieskończoność wgarnia w pierś!
Nogi me jeszcze nie dość chyże!
Ręce me jeszcze nie dość giętkie!
Szalone wiry nie dość prędkie!
Rozkosz pochłania mię jak śmierć.
Wciąż szybszy tan! Wciąż szybszy krąg!
Pod promieniami Twoich rąk
Targa mię w szał Twych lir muzyka!
Spod opuszczonej w dół powieki
Wzrok Twój przenika,
Pała...
O Prapotężny! Wszem-daleki!
Chwała Ci po wieczyste wieki!
Chwała Ci! chwała! chwała!
Widzę Cię, Panie! widzę Ciebie:
W bezmiar rozparłeś się na niebie,
A z głowy Twej na krąg błękitów
Wyrasta Drzewo-cud.
Wyrasta z boskiej Twojej głowy
Krzew nieśmiertelny, lotosowy,
A przez gwiaździstych liści zwoje,
Grających wiecznych tajni psalmy,
Tańczą rozkoszne siostry moje -
Tancerek życia wierny lud.
W błękicie krążą wniebowzięte
U tajemnego Drzewa szczytów...
O Słowo święte, niepojęte,
Przed którym dusza w proch się gnie,
O ratuj, przyjmij, uświęć mnie!
Chwalmy Cię! Chwalmy! Chwalmy!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jak powalona palma w wichrze,
Upadam w proch.
Liry zajękły w święty szloch
I gasną cichsze... cichsze... cichsze...
W piersiach palące czuję łzy,
Łono wstrząsają śmierci dreszcze...
O oczy moje! oczy wieszcze!
Gdzie Ty? gdzie Ty?
Przewiałeś w dal, jak wichr pustyni,
I znikłeś ślepym oczom mym:
Widzę już jeno ofiar dym
Wśród Twej świątyni,
Które bursztynem wonnym dymią
Przed Twą karzącą dłoń olbrzymią,
Co gasi wszelki życia szloch,
I - rosnąc w bezmiar - lodowata,
Siedmią swych węży mię przygniata
W proch.




Advertisement