Ogród Petenery
Advertisement

Rozdział III Z Moskwy do Irkutska • Część II. Rozdział IV. • Juliusz Verne Rozdział V
Rozdział III Z Moskwy do Irkutska
Część II. Rozdział IV.
Juliusz Verne
Rozdział V
Uwaga! Tekst wydano w latach 1876-77. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

Wejście tryumfalne.


Tomsk założony w 1604 roku, prawie w środku prowincyi syberyjskich, jest najgłówniejszem miastem Rossyi azyatyckiej. Tomsk wzrósł ze szkodą Irkutska i Tobolska.

A jednak Tomsk nie jest stolicą prowincyi. Jenerał gubernator rezydencyę swoją ma w Omsku. Ale za to Tomsk jest najznaczniejszem miastem na terrytoryum przytykającym do gór Ałtajskich. Na pochyłościach tych gór aż do doliny Tomska, znajdują się kopalnie platyny, złota, srebra, miedzi i ołowiu. W skutek bogactwa krajowego i miasto musi być bogatem. To też przepych w urządzeniu domów, w umeblowaniu, w ekwipażach, może współzawodniczyć w przepychu z najpierwszemi stolicami europejskiemi. Jest to siedziba milionerów, wzbogaconych za pośrednictwem motyki, a jeżeli nie cieszy się zaszczytem posiadania w swych murach reprezentanta rządu, posiada za to naczelnika handlu, uprzywilejowanego do eksploatowania wyłącznego kopalni cesarskich.

Dawniej jeżeli ktoś zamierzał udać się do Tomska, gotował się tak do podróży jak na koniec świata. Dziś, rozumie się w czasie spokojnym, uważa się to zaledwo za przejażdżkę a cóż dopiero będzie wtedy jak kolej żelazna złączy je z Permą, przechodząc przez łańcuch gór Uralskich.

Co do zewnętrznych powabów Tomska zdania są podzielone, Pani de Bourboulon zatrzymawszy się tam w przejeździe do Moskwy, nie zbyt malowniczo je opisuje. Według niej jestto mieścina o starych kamiennych domostwach, ciasnych ulicach i brudnych cyrkułach, przeważnie zajętych przez Tatarów i północnych pijaków. Podróżnik Henryk Russel-Killough przeciwnie, chwali Tomsk bardzo. Być może ta różnica zdań wypływa z różnej pory, w jakiej miasto to było zwiedzanem. Pani de Bourboulon była tam w lecie, towarzysz jej w porze zimowej.

Bądź co bądź Pan Roussel-Killough stanowczo twierdzi, że Tomsk jest nietylko najpiękniejszem miastem w całej Syberyi, ale nawet na całym świecie z swemi kolumnami, perystylami, drewnianemi chodnikami; ulicami szerokiemi i równemi i piętnastu kościołami tak wspaniale odzwierciadlającemi się w rzece Tom, szerszej od wszystkich rzek francuzkich.

Prawda mieści się w pośrodku dwóch tych opinij. Tomsk liczy dwadzieścia pięć tysięcy mieszkańców i zawieszony jest malowniczo na podłużnem wzgórzu, zakończonem raptowną spadzistością.

Ale najpiękniejsze miasto stać się może szkaradnem jeżeli je najeźdzcy zajmują; taki też i Tomsk teraz miał pozór.

Tu emir oczekiwał swoich wojsk zwycięzkich. Uroczystość złożona ze śpiewów, tańcy, wrzaskliwych orgii, przygotowaną była na ich przyjęcie.

Na tę uroczystość obrano rozległą płaszczyznę zaledwo o sto kroków od rzeki Tomu oddaloną. Rysujące się na horyzoncie wytworne domy, kościoły, lasy w mgle zanurzone, otoczone były cudowną zielonością.

Po lewej stronie płaszczyzny, dekoracya przedstawiała wspaniały pałac dziwacznej architektury, na tę uroczystość wyłącznie urządzony. Nad pałacem na wierzchołkach minaretów z pomiędzy cienistych drzew, oswojone bociany sprowadzone z Boukhary gromadnie wybiegały.

Terassy te przeznaczone były dla dworu emira, hana i jego sprzymierzeńców, dla wielkich dostojników państwa i ich haremów.

Sułtanki że zazwyczaj niewolnice zakupione na targach w Persyi, jedne wychodzą bez woali, drugie z twarzą ukrytą zupełnie. Wszystkie z niezmiernym przepychem ubrane. U eleganckich szubek zarzucone rękawy, odkrywały gołe ramiona, przyozdobione mnóstwem bransolet połączonych łańcuchami z drogocennych kamieni. Przy najmniejszem poruszeniu szubek, jednych z materyi jedwabnej podobnej swą delikatnością do tkanki pajęczej, drugich z tkanki bawełnianej drobno paskowanej, dawał się słyszeć powabny szelest tak rozkoszny dla mieszkańca Wschodu. Dalszą część odzienia składała spódniczka ze złotogłowia, spadająca na szerokie szarawary, obcisło na bucik spływające i zakończone sznurami pereł. Długie kosy włosów spadały na plecy, wypływając z pod różnokolorowych turbanów, oczy miały cudowne, zęby prześliczne, płeć białą, tem wyraźniej odbijającą od czarnych brwi w łuk zakreślonych. Takie to były powaby zewnętrzne córek haremu.

U podnóża terassów stała warta emira pod osłoną rozlicznych sztandarów. Uzbrojenie ich składało się z jatagana u boku, puginału za pasem i lancy dziesięć stóp długiej. Niektórzy z Tatarów stali z białemi laskami, inni z olbrzymiemi halabardami, zakończonemi srebrnemi lub złotemi kitami.

Na drugim planie obszernej tej płaszczyzny, gromadziły się tłumnie wszystkie żywioły krajowe Azyi środkowej. Usbeki w ogromnych baranich czapkach z czerwonemi brodami i okiem siwem, przystrojeni według ostatniej mody tatarskiej. Turcy w szerokich szarawarach o barwach jaskrawych, w kaftanach tkanych z sierci wielbłądów, w czapkach czerwonych ostro zakończonych, w wysokich butach z skór rossyjskich, z krótkim pałaszem i nożem zawieszonym u pasa; dalej przy panach swoich uwijały się turczynki ich żony, w koszulach otwartych, wyglądających z pod „dżuba”, paskowanych niebiesko, purpurowo, zielono; łydki aż do bucików samych opasane kolorowemi wstęgami. Tam także, – jak gdyby wszystka ludność z granicy rossyjsko-chińskiej zbiegła się na wezwanie emira, – widać było Mandżurów z pogolonemi czołami i skronią o włosach w warkocz splecionych, w szatach długich ściągniętych za pasem na jedwabnej koszuli, w czapkach okrągłych atlasowych koloru wiśniowego, objętych pasem czarnym, zakończonym pąsową frendzlą; przy nich kobiety Mandżurskie, przybrane w sztuczne kwiaty, zalotnie podtrzymywane złotemi spilkami i motylami zręcznie na czarnych włosach umieszczonemi. Nakoniec Mongołowie, Persi, Chińczycy z Turkestanu uzupełniali tłum, wezwany na tę uroczystość tatarską.

Jedynie w tłumie tym Syberyjczyków nie dostawało. Ci którzy nie zdołali umknąć, siedzieli zabarykadowani w domach, co chwila lękając się że świetny ten obchód emir uwieńczy rozkazem ogólnego rabunku.

O godzinie czwartej przy odgłosie bębnów, trąb i strzałów artylleryi, ukazał się emir na placu.

Feofar jechał na swym ulubionym wierzchowcu, przyozdobionym brylantową zapinką na czole. Sam emir zachował strój wojenny. Przy jego boku postępował chan Khokhandu i Kundozy, wielcy dygnitarze państwa i sztab jego.

'Michael Strogoff' by Jules Férat 60

Prawie jednocześnie wstąpiła na terass najpierwsza z żon Feofara, królowa jeśli można użyć tego wyrażenia, mówiąc o kobietach sułtańskich. Bądź co bądź kobieta ta, królowa czy niewolnica, była zawsze niezwykłej piękności. Wbrew zwyczajowi krajowemu, stosując się do kaprysu emira, twarz jej nie była zakrytą. Włosy rozdzielone w cztery warkocze, wdzięcznie spływały na cudne białe ramiona, zaledwo okryte przezroczystą zasłoną, zapiętą w tyle na klamrę z najdroższego kamienia. Z pod niebieskiej jedwabnej spódniczki, rysowała się druga w ciemniejsze pasy z gazy jedwabnej, – nad paskiem zaś wysuwała się koszulka z tego samego materyału, wdzięcznie u szyi wycięta. Ale od głowy aż do stóp była tak obwieszoną klejnotami, różnorodnemi naszyjnikami z korali, agatów, szmaragdów, opali i szafirów, ze staniczek jej i spódniczka zdawały się tkaniną z drogocennych kamieni. Mnóstwo dyamentów okrywających szyję, ramiona i ręce, miliony rubli nie mogłyby zapłacić.

Emir zsiadłszy z konia w czem naśladowała go i eskorta, wszedł pod najwspanialszy namiot urządzony na terassie. Przed namiotem jak zazwyczaj leżała na stole księga Koranu.

Jeszcze pięć godzin nie upłynęło, a już trąby i kotły głosiły przybycie pułkownika emira.

Iwan-Cięty, jak go teraz nazywano, – tym razem w mundurze oficera tatarskiego – zatrzymał się przed namiotem emira. Żołnierze towarzyszący mu stanęli po bokach placu, tak że w pośrodku pozostała tylko przestrzeń niezbędna na przedstawienie. Szeroka szrama dzieliła prostopadle twarz zdrajcy.

Iwan przedstawił emirowi znaczniejszych swoich oficerów, co Feofar-Han przyjął nie tracąc nic z swojej godności, a jednak w taki sposób. iż ci z przyjęcia byli zupełnie zadowoleni.

Tak przynajmniej wnosił Harry Blount i Alcydes Jolivet, dwaj nierozdzielni sprzymierzeńcy na bieżące wiadomości. Z Zabediero szybko dostali się do Tomska. Mieli oni zamiar jak można najspieszniej opuścić towarzystwo Tatarów, przyłączyć się do pierwszego spotkanego oddziału i z nim razem dostać się do Irkutska. Okrucieństwa pożogi, rabunek i morderstwa, najwyższym wstrętem natchnęły ich dla Tatarów i spieszno im było połączyć się z armią Syberyjską.

Jednak Alcydes Jolivet uwiadomił towarzysza, iż przed zdjęciem chociaż kilku szkiców z tryumfalnego wkroczenia wojsk tatarskich, ani na jeden krok nie ruszy się z Tomska; Harry Blount zdecydował się pozostać kilka godzin; ale tego samego wieczora jeszcze, obadwaj zamierzali puścić się drogą do Irkutska i wyprzedzić przednią straż emira.

Tak więc Alcydes Jolivet i Harry Blount wmięszani w tłumie śledzili szczegóły uroczystości, mogącej dać im przedmiot przynajmniej na sto wierszy kroniki. Wielbili więc Feofar-Hana w jego wspaniałości, jego żony, oficerów, straże, słowem cały przepych wschodni, zupełnie nieznany mieszkańcom Europy. Ale ze wzgardą odwrócili się zobaczywszy przed emirem Iwana i zapragnęli aby uroczystość jak najprędzej się rozpoczęła.

– No i widzisz kochany Blount, jak bardzo pospieszyliśmy; przybyliśmy jak mieszczanin pragnący ubawić się za swoje pieniądze! To wszystko jest dopiero kurtyną, w lepszym byłoby daleko guście, gdybyśmy przybyli na sam balet.

– Na jaki balet? zapytał Harry Blount.

– Na balet zobowiązujący rozumie się! ale zaraz podniosą zasłonę.

Alcydes Jolivet mówił tak, jak gdyby w istocie był na przedstawieniu w teatrze Opery, a wyjąwszy z kieszeni perspektywę, jako znawca gotował się podziwiać „pierwszych podanych wojsk Feofara”.

Ale dotkliwa ceremonia miała poprzedzić obchód radosny.

Tryumf zwycięzców nie może być zupełnym bez upokorzenia zwyciężonych. To też kilkuset jeńców przyprowadzono pod bat żołnierski. Przeznaczeniem ich było przedefilować przed emirem i jego sprzymierzonymi, zanim zostaną zamknięci w więzieniach miasta.

W pierwszych szeregach zaraz znajdował się Michał. Stosownie do rozkazu Iwana oddział żołnierzy strzegł go wyjątkowo. Matka jego i Nadia były tam także.

Stara Syberyjka zawsze pełna energii, kiedy o nią samą jedynie chodziło, dzisiaj była trupiej bladości. Oczekiwała strasznej jakiejś katastrofy. Nie bez powodu syna jej prowadzono przed emira, to też o niego drżała. Iwan w twarz knutem dla niej przeznaczonym uderzony, nie przebaczał nigdy, a zemsta jego straszną być musiała. Straszna, barbarzyńska jakaś kara z pewnością nie minie jej syna. Jeżeli Iwan uchronił go od niezawodnej śmierci, kiedy żołnierze się nań rzucili, to dla tego jedynie, aby go oddać na łaskę sprawiedliwości emira.

Syn i matka, od katastrofy w Zabediero nie zamienili ani słowa. Bezlitośnie rozłączono ich, aby odebrać nawet jedyną pociechę przebywania razem w ciągu tych kilku dni niewoli! Marfa pragnęła błagać syna o przebaczenie za złe wyrządzone mu mimowolnie, bo oskarżała sama siebie iż nie umiała owładnąć uczuciem macierzyńskiem! Gdyby je była pohamowała w Omsku na stacyi pocztowej, Michał byłby przejechał niepoznany i nie byłoby żadnego nieszczęścia!

Syn znów przypuszczał iż Iwan wlókł jego matkę dla tego, aby cierpiała męczeństwem syna, albo też żeby i sama tak jak on straszną śmiercią zginęła!

Nadia zapytywała siebie co chwila, w czem mogła być matce lub synowi pożyteczną. Nic wymyśleć nie mogła, instynktownie tylko czuła, że powinna unikać zwrócenia na siebie uwagi! Wtedy uda jej się może zerwać więzy krępujące lwa. W każdym razie postanowiła działać w miarę okoliczności, gdyby to poświęcenie nawet życiem przypłacić miała.

Już pewna część jeńców przedefilowała przed emirem, a każdy jeniec jako symbol służalstwa na twarz przed nim padać musiał. Była to niewola rozpoczęta upokorzeniem! Jeżeli który z nich zbyt wolno się nachylał, wartownik rzucał go gwałtownie o ziemię.

Alcydes Jolivet i Harry Blount nie mogli patrzeć na to bez pewnego oburzenia.

– To nikczemność! Jedźmy! krzyknął Alcydes Jolivet.

– Nie, odparł Harry Blount. Trzeba wszystko zobaczyć.

– Wszystko zobaczyć!… Ah! krzyknął nagle Alcydes Jolivet chwytając rękę towarzysza.

– Co tobie? zapytał tenże.

– Patrz Blount! to ona!

– Ona?

– Siostra naszego towarzysza podróży! Sama i w niewoli! trzeba ją ocalić…

– Wstrzymaj się, odpowiedział zimno Harry Blount. Nasze wdanie się może tylko zaszkodzić tej nieszczęśliwej.

Alcydes Jolivet zatrzymywał się, a Nadia nie zobaczywszy ich nawet, zasłonięta w połowie włosami przeszła przed emirem, nie zauważona nawet przez tegoż.

Po Nadi przybyła Marfa, a że nie dość spiesznie w proch się rzuciła, żołnierz pchnął ją przed emirem na kolana.

Marfa upadła.

Michała żołnierze zaledwo powstrzymać mogli.

Staruszka podniósłszy się już miała iść dalej, kiedy Iwan przemówił:

– Zostawić tutaj tę kobietę!

Nadię pchnięto między resztę więźniów. Iwan nie widział jej.

Nareszcie Michała przyprowadzono przed emira – ten nie ugiął karku.

– Czołem o ziemię! krzyknął Iwan.

– Nie! odpowiedział Michał.

Dwaj strażnicy chcieli go zmusić do tego, ale silna ręka młodzieńca powaliła ich o ziemię. Iwan zbliżył się do niego.

'Michael Strogoff' by Jules Férat 61

– Zginiesz natychmiast! powiedział.

– Ja zginę, dumnie odparł Michał, ale twarz zdrajcy Iwana wiecznie nosić będzie hańbiące go piętno knuta!

Iwan zbladł strasznie.

– Co to za więzień? zapytał emir głosem o tyle groźnym, o ile poprzednio był spokojnym.

– To szpieg rossyjski! odparł Iwan.

Dając taką odpowiedź wiedział jak straszny wyrok ściągnie na Michała.

Michał postąpił ku Iwanowi, ale go żołnierze zatrzymali.

Emir dał znak przed którym uchyliły się czoła wszystkich. Wskazał na Koran. Przyniesiono go. On otworzył świętą księgę i na jednej z kart palec położył.

Wypadek, a raczej Bóg według ich zdania miał o losie Michała zdecydować. Wiersz dotknięty palcem sędziego, był wyrokiem skazanego. Naczelnik odczytał głośno:

„I nie ujrzy więcej rzeczy tego świata”.

– Szpiegu rossyjski chciałeś widzieć co się dzieje w obozie tatarskim. Patrz więc! Patrz!!

Advertisement