←Rozdział XXVI | Zając Rozdział XVII Adolf Dygasiński |
Cały tekst→ |
Dzień był majowy, prześliczny. Pod dzwonnicą siedział siwiuteńki staruszek Kuba Malwa; otoczyła go gromadka dzieci, słuchających z ciekawością jego historii o „zajączku sprawiedliwym”.
- Był tu ongi w Morzelanach chłop Maciek, człowiek dobry, jeno nędzarz i głupi.
Raz poszedł do lasu, zbiera tam susz, okrzesuje sęki uschłe, gałązki, składa sobie to na kupkę. Wtem słyszy – coś opodal jęczy, jakby prosiło o miłosierdzie. Miał lęk, ważył się – iść, nie iść, zobaczyć. A no, podszedł ostrożnie, patrzy, co być może.
Oto sosna ogromna się zwaliła i przygniotła srodze niedźwiedzia, aż mu ślepie na wierzch wylazły.
- Zlituj się nade mną, człowiecze, ocal mi życie! - mówi żałośnie to niedźwiedzisko.
Chłopa zdjęła litość, zabrał się do roboty: z biedą podsadził pod kłodę drąg jeden, drugi. Wysilał się potem i co który drąg podniósł, zaraz podstawił pod niego soszkę – podstawkę taką. Kapał mu z czoła pot, ale zwierzę ocalił i sam wrócił do domu.
Upłynął jakiś czas. Maciek zapomniał o swoim uczynku, idzie znowu na zbierkę do lasu, spotyka jak raz tego samego niedźwiedzia, który wręcz pyta:
- Tyżeś to, chłopie, ocalił mi niegdyś życie?
- Jużci ja, albo co?
- Bo, widzisz, przyjacielu, chciałbym ci dać koniecznie nagrodę, jako mię okrutnie korci, żem ci winien wdzięczność.
- Co znowu za nagrodę?
- Kochanku, ja cię zjeść muszę – nie ma rady!
- Śmiałbyś, kudłaczu jakiś, dobroczyńcę swego zabijać?
- Przecie każdy na tym świecie za dobre złem płaci, to i ja nie mogę ci się inaczej wywdzięczyć.
- Gadanie! Tylko podły tak robi! Sprawiedliwość, wdzięczność były, są i będą na świecie.
Więc niedźwiedź w śmiech.
- Jeszczem też takiego głupca, jak żyję, nie widział – powiada – ale słuchaj, ja ci przyznam słuszność, jeżeli znajdziesz sędziego, który sprawę między nami rozsądzi podług ciebie.
- Znajdę! - zawołał Maciek i poszedł szukać sędziego.
Spotyka chłopa. - Pójdźcie – mówi mu – zróbcie sąd między mną a niedźwiedziem!
Chłop poszedł, niby to słucha, o co chodzi, a Maćka łokciem trąca, mruga na niego i do ucha mu szepcze:
- Powiedz najprzód, ile mi zapłacisz, jeśli sprawę osądzę na twoją korzyść? A nie, to przegrasz.
Niedźwiedź zaraz zmiarkował zmowę i ryknął:
- Sprawiedliwości nie można kupić ani sprzedać! Tym mi oczu nie zamydlicie.
Maciek podrapał się w głowę:
- Źle, kiedy człowiek jest takim sędzią! Biegnie szukać innego.
Napotkał wołu, wiedzie go, zaprasza, żeby sądził.
- Czym ja głupi? - wół odrzeknie – widzę przed sobą dwóch swoich rzeźników i rad będę, jeżeli choć jednego z was licho weźmie... Jeszcze tego brakuje, żebym takim sprawiedliwość oddawał! - Ryknął, zadarł ogon i uciekł.
Zbierało się na płacz Maćkowi, myślał, że sprawiedliwość, wdzięczność są rzeczy zwyczajne, razem ze światem stworzone.
Idzie, znowu szuka sędziego, a tu jaskółeczka siedzi na gałązce i świegota:
- Ani zbyt wielkiego, ani zbyt małego nie bierz, Maćku!
- Uhm! - pomyślał chłop. - Trzeba będzie wziąć barana.
Znalazł barana, prowadzi, pyta:
- Jakież twoje zdanie?
Ten beknął, klnie się:
- Ja sam nie znam żadnej sprawiedliwości ani niesprawiedliwości, wdzięczności ani niewdzięczności! Mogę tu pobeczeć i na tym koniec... Jeżeli wam o zgodę chodzi, nasz pies owczarski – doskonały sędzia: jednego barana w kark, drugiego w łeb, w natyłki – i my, tysiące owiec, musimy żyć w zgodzie. Oo, nasz kundel jest wielki sędzia!
Niedźwiedziowi oczy zaświeciły z radości.
- Chłopie – powiada – wdzięczność dla ciebie gryzie mię i truje coraz bardziej! Zjeść cię koniecznie muszę, żeby się wywdzięczyć.
- Zaczekajże – chłop mówi – ten baran jest głupi i jak świat światem baran sędzią nie bywał; ale poczciwca tu jednego sprowadzę.
Bieży Maciek i psa wzywa:
- Wierneś jest zwierzę, pewnie masz w sobie wdzięczność i sprawiedliwość.
Opowiedzieli mu sprawę i nastają: „Sądź podług wiecznej sprawiedliwości świata!”.
- Wczoraj w nocy zbóje napadli mojego pana; ja go w porę ostrzegłem, ocaliłem mu życie, majątek, a on mi dzisiaj przez wdzięczność i sprawiedliwość wsypał takie kije, że oto łazić nie mogę.
Maciek w rozpaczy pędzi i myśli sobie:
Głupi jestem, że jaskółki słucham! Ani zbyt duży, ani zbyt mały – niemądre słowa... Konia przyzwę, to jest zwierzę poczciwe ze skórą i kościami!
Przyszedł koń i powiada:
- Ja znam wybornie wdzięczność i sprawiedliwość, gdyż wożę, noszę swojego pana i zarabiam się w pługu dla niego.
- No i cóż? - pyta Maciek uradowany.
- Za to mię pan głodem morzy i biczem srogo płaci.
- O, mocny Boże! - wykrzyknął Maciek strapiony – czy już z Twojego ślicznego świata zginęła wdzięczność i sprawiedliwość?
A jaskółeczka świegoce:
- Ludzie nauczyli swojskie zwierzęta niewdzięczności, niesprawiedliwości... Twój sędzia, Maćku, ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale – dziki być musi!
- Pewnie mądralę-lisa trzeba mi przyzwać – rzekł sobie i sprowadził lisa.
Kita ogonem na prawo, na lewo macha, oczyma strzyże, sprawy wysłuchuje i nareszcie powiada:
- Ogromnie mi dziwno, żeś ty, niedźwiedziu, do tego czasu jeszcze nie schrupał głupiego Maćka... Sumienie musi cię gryźć ogromnie, gdyż najgorsza to rzecz mieć dług wdzięczności, a nie zapłacić go niewdzięcznością. Zjedz chłopa bez ceregieli, a nie to powiem, żeś i ty głupi!
Dopiero niedźwiedź aż się pokłada, tarza od śmiechu i powiada:
- Lis dobrze rai, bo ty, Maćku, schudniesz mi przez to szukanie sprawiedliwości, a ja nie lubię jeść chudego.
Chłopa mrowie przeszło, kiedy widział, że się niedźwiedzisko oblizuje, i poszedł zaprosić wilka na sędziego, chociaż już i w niego nie bardzo wierzył.
Wilk łbem coś kręcił, na brzuch niedźwiedzia spoglądał, a Maćkowi się wydawało: „On, widać, o sprawiedliwości rozmyśla!”.
Tymczasem wilk przemówił w te słowa:
- Tobie, niedźwiedziu, głód pewnie nie dokucza, skoro pozwalasz takiemu chłopu ciągać się na sądy! Chcesz, ja go oprawię, a zjemy do spółki?
Ale niedźwiedź zgrzytnął, mruknął:
- Nie chcę z wilkami spółek!
Do Maćka się zwrócił i powiada:
- Tak czy owak, na moje wychodzi – i zjeść cię muszę, żeby dług wdzięczności raz spłacić.
Chłop sobie wyprosił, że jeszcze jednego sędziego sprowadzi. Idzie, odmawia pacierze, Bogu się poleca, a jaskółeczka przed nim usiadła i zaświegotała:
- Maćku, Maćku! Sprawiedliwość zna taki tylko, któremu niesprawiedliwość dniem i nocą doskwiera, który nikomu najmniejszej krzywy nie czyni, a kryć się musi, żeby wyżył!
- Gdzież ja, nieszczęśliwy, takiego znajdę?
- Pod krzem niedaleczko stąd przycupnął, kryje się przed człowiekiem, psem, wilkiem, lisem. Ostrożnie podchodź do niego, aby nie pomyślał, że go chcesz zabić, i nie uciekł.
- Jakże z nim mówić?
- Idź, a powtarzaj te słowa: „Pana Boga chwalę, nikomu źle nie czynię, mam w sercu wdzięczność i sprawiedliwość”.
Zabrał się Maciek, idzie, powtarza to, co mu jaskółeczka kazała. Nagle spod krza zajączek wypada – kic, kic i mówi:
- Słyszałem ja o twojej przygodzie z niedźwiedziem i myślałem o tym, jakby ci tu pomóc.
- Oj, zajączku, żeby cię też Bóg dobrą myślą natchnął? Niedźwiedź mi oto dowodzi, że na świecie nie ma wdzięczności ani sprawiedliwości.
- Wdzięczności nie ma, bo ona musi od stworzeń wychodzić, a te są niewdzięczne: ale sprawiedliwość pochodzi od samego Boga i ona nigdy nikogo nie minie.
Zaczęło się sądzenie: niedźwiedź mówi, że tak a tak:
- Zjeść go powinienem, jeno chcę najprzód przekonać, jako na świecie nie ma wdzięczności ani sprawiedliwości.
Maciek też wykłada swoje.
- Dobrze to jest, co wy mówicie – powiada zajączek – tylko ja koniecznie muszę widzieć, jak wszystko było, zanim ta wasza sprawa powstała.
- Leżałem pod kłodą – rzecze niedźwiedź – a ten głupi chłop kłodę dźwignął i mnie wyswobodził: niechżeż ma za to nagrodę!
- Ja muszę widzieć, jakeś ty wyglądał! - powtarza zajączek.
- Bo możeś ty jest za wdzięcznością? - pyta niedźwiedź.
- Nie znam wdzięczności na świecie, znam tylko grzeszne istoty.
- Widzę, że z ciebie sędzia całą gębą.
Poszli, znaleźli to miejsce, gdzie kłoda przywaliła była niedźwiedzia: drągi i soszki podpierały jeszcze kłodę. Tak zajączek mówi:
- Właźże, Misiu, pokaż mi, jak leżałeś!
Niedźwiedź wlazł i kiedy się już położył, zając mrugnął na chłopa:
- Powyjmuj prędko drągi i soszki!
Chłop tak zrobił, a niedźwiedź zaraz jęknął, stęknął, prosił:
- Ulżyjcie, bo mię ta kłoda zgniecie!
Zajączek mu zaś odpowie:
- Teraz jest tak, jak z początku było: żaden z was obu drugiemu nic nie winien. Nie ma na świecie wdzięczności, a sprawiedliwość na ciebie oto spada!
Potem zwrócił się do Maćka i rzecze:
- Umykaj żwawo do domu! Chwal Boga, nie czyń źle nikomu, a wdzięczność i sprawiedliwość miej w sercu, choćbyś tylko taki sam jeden był na świecie!