Ogród Petenery
Advertisement


Dzień był majowy, prześliczny. Pod dzwonnicą siedział siwiuteńki staruszek Kuba Malwa; otoczyła go gromadka dzieci, słuchających z ciekawością jego historii o „zajączku sprawiedliwym”.

- Był tu ongi w Morzelanach chłop Maciek, człowiek dobry, jeno nędzarz i głupi.

Raz poszedł do lasu, zbiera tam susz, okrzesuje sęki uschłe, gałązki, składa sobie to na kupkę. Wtem słyszy – coś opodal jęczy, jakby prosiło o miłosierdzie. Miał lęk, ważył się – iść, nie iść, zobaczyć. A no, podszedł ostrożnie, patrzy, co być może.

Oto sosna ogromna się zwaliła i przygniotła srodze niedźwiedzia, aż mu ślepie na wierzch wylazły.

- Zlituj się nade mną, człowiecze, ocal mi życie! - mówi żałośnie to niedźwiedzisko.

Chłopa zdjęła litość, zabrał się do roboty: z biedą podsadził pod kłodę drąg jeden, drugi. Wysilał się potem i co który drąg podniósł, zaraz podstawił pod niego soszkę – podstawkę taką. Kapał mu z czoła pot, ale zwierzę ocalił i sam wrócił do domu.

Upłynął jakiś czas. Maciek zapomniał o swoim uczynku, idzie znowu na zbierkę do lasu, spotyka jak raz tego samego niedźwiedzia, który wręcz pyta:

- Tyżeś to, chłopie, ocalił mi niegdyś życie?

- Jużci ja, albo co?

- Bo, widzisz, przyjacielu, chciałbym ci dać koniecznie nagrodę, jako mię okrutnie korci, żem ci winien wdzięczność.

- Co znowu za nagrodę?

- Kochanku, ja cię zjeść muszę – nie ma rady!

- Śmiałbyś, kudłaczu jakiś, dobroczyńcę swego zabijać?

- Przecie każdy na tym świecie za dobre złem płaci, to i ja nie mogę ci się inaczej wywdzięczyć.

- Gadanie! Tylko podły tak robi! Sprawiedliwość, wdzięczność były, są i będą na świecie.

Więc niedźwiedź w śmiech.

- Jeszczem też takiego głupca, jak żyję, nie widział – powiada – ale słuchaj, ja ci przyznam słuszność, jeżeli znajdziesz sędziego, który sprawę między nami rozsądzi podług ciebie.

- Znajdę! - zawołał Maciek i poszedł szukać sędziego.

Spotyka chłopa. - Pójdźcie – mówi mu – zróbcie sąd między mną a niedźwiedziem!

Chłop poszedł, niby to słucha, o co chodzi, a Maćka łokciem trąca, mruga na niego i do ucha mu szepcze:

- Powiedz najprzód, ile mi zapłacisz, jeśli sprawę osądzę na twoją korzyść? A nie, to przegrasz.

Niedźwiedź zaraz zmiarkował zmowę i ryknął:

- Sprawiedliwości nie można kupić ani sprzedać! Tym mi oczu nie zamydlicie.

Maciek podrapał się w głowę:

- Źle, kiedy człowiek jest takim sędzią! Biegnie szukać innego.

Napotkał wołu, wiedzie go, zaprasza, żeby sądził.

- Czym ja głupi? - wół odrzeknie – widzę przed sobą dwóch swoich rzeźników i rad będę, jeżeli choć jednego z was licho weźmie... Jeszcze tego brakuje, żebym takim sprawiedliwość oddawał! - Ryknął, zadarł ogon i uciekł.

Zbierało się na płacz Maćkowi, myślał, że sprawiedliwość, wdzięczność są rzeczy zwyczajne, razem ze światem stworzone.

Idzie, znowu szuka sędziego, a tu jaskółeczka siedzi na gałązce i świegota:

- Ani zbyt wielkiego, ani zbyt małego nie bierz, Maćku!

- Uhm! - pomyślał chłop. - Trzeba będzie wziąć barana.

Znalazł barana, prowadzi, pyta:

- Jakież twoje zdanie?

Ten beknął, klnie się:

- Ja sam nie znam żadnej sprawiedliwości ani niesprawiedliwości, wdzięczności ani niewdzięczności! Mogę tu pobeczeć i na tym koniec... Jeżeli wam o zgodę chodzi, nasz pies owczarski – doskonały sędzia: jednego barana w kark, drugiego w łeb, w natyłki – i my, tysiące owiec, musimy żyć w zgodzie. Oo, nasz kundel jest wielki sędzia!

Niedźwiedziowi oczy zaświeciły z radości.

- Chłopie – powiada – wdzięczność dla ciebie gryzie mię i truje coraz bardziej! Zjeść cię koniecznie muszę, żeby się wywdzięczyć.

- Zaczekajże – chłop mówi – ten baran jest głupi i jak świat światem baran sędzią nie bywał; ale poczciwca tu jednego sprowadzę.

Bieży Maciek i psa wzywa:

- Wierneś jest zwierzę, pewnie masz w sobie wdzięczność i sprawiedliwość.

Opowiedzieli mu sprawę i nastają: „Sądź podług wiecznej sprawiedliwości świata!”.

- Wczoraj w nocy zbóje napadli mojego pana; ja go w porę ostrzegłem, ocaliłem mu życie, majątek, a on mi dzisiaj przez wdzięczność i sprawiedliwość wsypał takie kije, że oto łazić nie mogę.

Maciek w rozpaczy pędzi i myśli sobie:

Głupi jestem, że jaskółki słucham! Ani zbyt duży, ani zbyt mały – niemądre słowa... Konia przyzwę, to jest zwierzę poczciwe ze skórą i kościami!

Przyszedł koń i powiada:

- Ja znam wybornie wdzięczność i sprawiedliwość, gdyż wożę, noszę swojego pana i zarabiam się w pługu dla niego.

- No i cóż? - pyta Maciek uradowany.

- Za to mię pan głodem morzy i biczem srogo płaci.

- O, mocny Boże! - wykrzyknął Maciek strapiony – czy już z Twojego ślicznego świata zginęła wdzięczność i sprawiedliwość?

A jaskółeczka świegoce:

- Ludzie nauczyli swojskie zwierzęta niewdzięczności, niesprawiedliwości... Twój sędzia, Maćku, ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale – dziki być musi!

- Pewnie mądralę-lisa trzeba mi przyzwać – rzekł sobie i sprowadził lisa.

Kita ogonem na prawo, na lewo macha, oczyma strzyże, sprawy wysłuchuje i nareszcie powiada:

- Ogromnie mi dziwno, żeś ty, niedźwiedziu, do tego czasu jeszcze nie schrupał głupiego Maćka... Sumienie musi cię gryźć ogromnie, gdyż najgorsza to rzecz mieć dług wdzięczności, a nie zapłacić go niewdzięcznością. Zjedz chłopa bez ceregieli, a nie to powiem, żeś i ty głupi!

Dopiero niedźwiedź aż się pokłada, tarza od śmiechu i powiada:

- Lis dobrze rai, bo ty, Maćku, schudniesz mi przez to szukanie sprawiedliwości, a ja nie lubię jeść chudego.

Chłopa mrowie przeszło, kiedy widział, że się niedźwiedzisko oblizuje, i poszedł zaprosić wilka na sędziego, chociaż już i w niego nie bardzo wierzył.

Wilk łbem coś kręcił, na brzuch niedźwiedzia spoglądał, a Maćkowi się wydawało: „On, widać, o sprawiedliwości rozmyśla!”.

Tymczasem wilk przemówił w te słowa:

- Tobie, niedźwiedziu, głód pewnie nie dokucza, skoro pozwalasz takiemu chłopu ciągać się na sądy! Chcesz, ja go oprawię, a zjemy do spółki?

Ale niedźwiedź zgrzytnął, mruknął:

- Nie chcę z wilkami spółek!

Do Maćka się zwrócił i powiada:

- Tak czy owak, na moje wychodzi – i zjeść cię muszę, żeby dług wdzięczności raz spłacić.

Chłop sobie wyprosił, że jeszcze jednego sędziego sprowadzi. Idzie, odmawia pacierze, Bogu się poleca, a jaskółeczka przed nim usiadła i zaświegotała:

- Maćku, Maćku! Sprawiedliwość zna taki tylko, któremu niesprawiedliwość dniem i nocą doskwiera, który nikomu najmniejszej krzywy nie czyni, a kryć się musi, żeby wyżył!

- Gdzież ja, nieszczęśliwy, takiego znajdę?

- Pod krzem niedaleczko stąd przycupnął, kryje się przed człowiekiem, psem, wilkiem, lisem. Ostrożnie podchodź do niego, aby nie pomyślał, że go chcesz zabić, i nie uciekł.

- Jakże z nim mówić?

- Idź, a powtarzaj te słowa: „Pana Boga chwalę, nikomu źle nie czynię, mam w sercu wdzięczność i sprawiedliwość”.

Zabrał się Maciek, idzie, powtarza to, co mu jaskółeczka kazała. Nagle spod krza zajączek wypada – kic, kic i mówi:

- Słyszałem ja o twojej przygodzie z niedźwiedziem i myślałem o tym, jakby ci tu pomóc.

- Oj, zajączku, żeby cię też Bóg dobrą myślą natchnął? Niedźwiedź mi oto dowodzi, że na świecie nie ma wdzięczności ani sprawiedliwości.

- Wdzięczności nie ma, bo ona musi od stworzeń wychodzić, a te są niewdzięczne: ale sprawiedliwość pochodzi od samego Boga i ona nigdy nikogo nie minie.

Zaczęło się sądzenie: niedźwiedź mówi, że tak a tak:

- Zjeść go powinienem, jeno chcę najprzód przekonać, jako na świecie nie ma wdzięczności ani sprawiedliwości.

Maciek też wykłada swoje.

- Dobrze to jest, co wy mówicie – powiada zajączek – tylko ja koniecznie muszę widzieć, jak wszystko było, zanim ta wasza sprawa powstała.

- Leżałem pod kłodą – rzecze niedźwiedź – a ten głupi chłop kłodę dźwignął i mnie wyswobodził: niechżeż ma za to nagrodę!

- Ja muszę widzieć, jakeś ty wyglądał! - powtarza zajączek.

- Bo możeś ty jest za wdzięcznością? - pyta niedźwiedź.

- Nie znam wdzięczności na świecie, znam tylko grzeszne istoty.

- Widzę, że z ciebie sędzia całą gębą.

Poszli, znaleźli to miejsce, gdzie kłoda przywaliła była niedźwiedzia: drągi i soszki podpierały jeszcze kłodę. Tak zajączek mówi:

- Właźże, Misiu, pokaż mi, jak leżałeś!

Niedźwiedź wlazł i kiedy się już położył, zając mrugnął na chłopa:

- Powyjmuj prędko drągi i soszki!

Chłop tak zrobił, a niedźwiedź zaraz jęknął, stęknął, prosił:

- Ulżyjcie, bo mię ta kłoda zgniecie!

Zajączek mu zaś odpowie:

- Teraz jest tak, jak z początku było: żaden z was obu drugiemu nic nie winien. Nie ma na świecie wdzięczności, a sprawiedliwość na ciebie oto spada!

Potem zwrócił się do Maćka i rzecze:

- Umykaj żwawo do domu! Chwal Boga, nie czyń źle nikomu, a wdzięczność i sprawiedliwość miej w sercu, choćbyś tylko taki sam jeden był na świecie!

Advertisement